-TEKSTY ZEBRANE-
KRYSTYNA JACKOWSKA
PRZEWROTNA BABUNIA.
Fragment.
Ina, ja umrzeć - powiedziała spokojnie wychodząc z łazienki babcia.
Równie spokojnie Ciotka Ina posadziła babcię w fotelu koło "ryjtyszka". To już niemiecko-polski twór językowy mojej mamy., która często bawiła się tworzeniem takich dwujęzycznych potworków.
Ciotka chłodno przyjęła jej zabawne wyznanie, pewnie już to przedtem brała, i dalej spokojnie poszła do kuchni, żeby zrobić kawę. - "To był tylko moment" - mówiła potem. Kiedy z dwiema filiżankami wróciła do pokoju, szybko postawiła je na stole.
Babcia już wtedy na prawdę "nie żyć". Wykąpana, pachnąca - umarła tak, jak powiedziała. Ciocia nawet w panikę nie mogła wpaść. Była sama, bo obaj nasi tatusiowie siedzieli w pierdlu "za sabotaż przeciwko Władzy Ludowej". Więc Ciocia Ina zakasała rękawy i przy pomocy zrozpaczonego dziadka Kalucy zabrali się do pogrzebu pachnącej babci.
Zapytałam kiedyś dziadka co to znaczy Kaluca i czy w ogóle coś znaczy.
- To po prostu Kałuża - odpowiedział - tylko babcia chciała inaczej, chciała, żeby to było bardziej po niemiecku.
Biedna babcia. Miała trzech mężów, z których żaden nie był Niemcem, do wszystkich mówiła po niemiecku, a kiedy ktoś śmiał twierdzić, że nie rozumie co do niego mówi - stwierdzała - że głupi, bo tak piękny język jak niemiecki, powinien znać każdy.
Do nas mówiła też tylko po niemiecku. My na szczęście znaliśmy ten język, chociaż myślę sobie, że gdyby babci była Chinką, to też my wszyscy musielibyśmy mówić bezbłędną chińszczyzną i biada, gdybyśmy się ośmielili nie mówić po Chińsku! W każdym razie nie zaszkodziło to, a wręcz pomogło, w moim życiu.
A teraz, mogę spokojnie powiedzieć, ze ta nasza polsko-niemiecka rodzina była wspaniała. Nie dosyć, ze wszyscy artyści, to do tego jeszcze wszyscy z ogromnym poczuciem humoru, co ogromnie ułatwia życie jak wiadomo.
Kłopot był tylko z Ojcem, Bernardem, który odwrotnie jak babcia, chciał za wszelką cenę być Polakiem, chociaż jego polszczyzna dawała do myślenia. Aż w końcu wsadzili go do polskiego pudła, jako sabotażystę i element niepewny politycznie.
- Ale jedna do Polskiego - stwierdzał z dumą ojciec.
- No ale za co Tato, za co - pytałam wtedy nie rozumiejąc, wcale nie przekonana, że polskie, czy jakiekolwiek inne pudło może być powodem do dumy.
- Pewnie coś nie tak zrobiłem - odpowiadał niezmiennie.
W 1956 roku go wypuścili. Wszystkich zresztą. Wujka z Elbląga też. I jak ojciec wrócił to się zmartwił śmiercią babci - Niemki - ale rozzłościł się na to, że do końca nie chciała mówić po polsku.
- Ale przecież powiedział na koniec właśnie po polsku - "Ina, ja umrzeć" - starałam się bronić babci.
[ . . . ]